Tak zwany list Alberta Einsteina o Bogu pojawił się po raz pierwszy w 2008 roku, kiedy przyniósł czterysta cztery tysiące dolarów na sprzedaży w brytyjskim domu aukcyjnym. List wrócił do wiadomości na początku tego miesiąca, kiedy jego właściciel lub właściciele ponownie go sprzedali na aukcji, tym razem w Christies w Nowym Jorku, i ktoś zapłacił za niego 2,9 miliona dolarów, całkiem niezły zwrot z inwestycji i najwyraźniej rekord w Rynek listów Einsteina. Były bestseller to kopia listu do Franklina Roosevelta z 1939 roku, ostrzegającego, że Niemcy mogą opracowywać bombę atomową. Ten został sprzedany w Christies za 2,1 miliona dolarów w 2002 roku. Jeśli masz jakieś dodatkowe listy Einsteina, to może być dobry moment, aby przejść na aukcję.
Chociaż nosi jego podpis, Einstein tak naprawdę nie napisał listu o bombie. Został napisany przez fizyka Leo Szilarda na podstawie listu podyktowanego przez Einsteina. Ale jeśli cena aukcyjna jest w ogóle relatywna do znaczenia historycznego, ten list powinien być o wiele bardziej wartościowy niż list Boga. List Boga został jednak sprytnie sprzedany. „List zawiera nie tylko słowa wielkiego geniusza, który być może wyczuwał zbliżający się koniec” – powiedział Christies na swojej stronie internetowej – „Zawiera on odpowiedzi na pytania filozoficzne i religijne, z którymi boryka się ludzkość od zarania dziejów: tam jest Bóg? Czy mam wolną wolę? ” Komunikat prasowy nazwał to „jednym z ostatecznych stwierdzeń w debacie Religia vs Nauka”. Zainteresowanie dziennikarzy wzbudziło pytanie, czy list może zaprzeczać innym komentarzom, które Einstein napisał na temat Boga.
To wszystko sprawiło, że list brzmiał o wiele bardziej przemyślany niż w rzeczywistości. Einstein miał poglądy o Bogu, ale był fizykiem, a nie filozofem moralności, i wraz ze skłonnością do wypowiadania gnomów – „Bóg nie gra w kości z wszechświatem” jest jego najbardziej znanym aperçu na ten temat – wydaje się, standardowe przekonanie naukowca swojego pokolenia. Uważał zorganizowaną religię za przesąd, ale uważał, że za pomocą badań naukowych można uzyskać wgląd w znakomitą racjonalność struktury świata i nazwał to doświadczenie „religią kosmiczną”.
To był mylący dobór słów. „Religia kosmiczna” nie ma nic wspólnego z moralnością, wolną wolą, grzechem i odkupieniem . To tylko rozpoznanie ostatecznego stanu rzeczy, co Einstein miał na myśli mówiąc „Bóg”. Powodem, dla którego Bóg nie gra w kości we wszechświecie Einsteina, jest to, że prawa fizyczne są nieubłagane. I właśnie dzięki temu, że są one nieubłagane, doświadczamy tego uczucia religijnego. Nie ma nadprzyrodzonych bytów dla Einsteina i nie ma nieuzasadnionej przyczyny. Jedyną tajemnicą jest to, dlaczego jest coś, skoro nie mogło być nic.
W liście Boga tematem nie jest kosmiczna religia naukowca. Jest to zorganizowana religia wierzącego, całkowicie inny temat. Einstein napisał list w 1954 r. do niemieckiego pisarza na emigracji, Erica Gutkinda, którego książkę „Wybierz życie: biblijne wezwanie do buntu” przeczytał za namową wspólnego przyjaciela i nie podobał mu się tak bardzo, że czuł zmuszony podzielić się z autorem swoją opinią na jej temat. Rok później zmarł Einstein. Gutkind zmarł w 1965 roku; to jego spadkobiercy wystawili ten list na aukcję w 2008 roku.
List do Gutkinda jest ewidentnie krótki na temat metafizyki. Zasadniczo jest to skarga na tradycyjny judaizm. Einstein mówi, że jest szczęśliwy będąc Żydem, ale nie widzi nic specjalnego w żydowskości. Mówi, że słowo Bóg jest „niczym innym jak wyrazem i wytworem ludzkiej słabości”, a hebrajska Biblia to zbiór „zaszczytnych, ale wciąż czysto prymitywnych legend”.
W niektórych wiadomościach Einstein jest cytowany jako nazywanie opowieści biblijnych „mimo wszystko dość dziecinnymi”, ale nie o tym mówi jego list. To zdanie został wstawiony przez tłumacza, najwyraźniej w czasie pierwszej aukcji. Einstein nie nazywa judaizmu „wcieleniem najbardziej dziecinnych przesądów”, również błędem w tłumaczeniu. Słowo, którego używa, to „prymitywny” – to znaczy „prymitywny”, co oznacza przednaukowy. Mówi, że zanim ludzie rozwinęli naukę, musieli w jakiś sposób wyjaśnić wszechświat, więc wymyślili nadprzyrodzone historie. (Taka jest natura naszego własnego supernaukowego wieku, że jeśli wyszukasz „dziecięcy Bóg Einsteina”, otrzymasz tysiące trafień. Einstein będzie na zawsze kojarzony z charakterystyką, której nigdy nie stworzył.)
Einstein miał coś, co można by nazwać teologią nocnego nieba, poczucie niesamowitości wszechświata, które odczuwają nawet ateiści i materialiści, patrząc na Drogę Mleczną.Czy jest to zbyt niesamowite, aby mogły o tym wiedzieć ludzkie umysły? Naukowiec pokolenia przed Einsteinem, William James, uważał, że może nie możemy – może nasze mózgi są za małe. Rzeczywiście może tam być coś podobnego do Boga; po prostu nie możemy tego wychwycić za pomocą posiadanego radaru. W cudownej metaforze Jamesa: „Możemy być we wszechświecie tak, jak psy i koty są w naszych bibliotekach, oglądając książki i słuchając rozmowy, ale nie mając pojęcia o znaczeniu tego wszystkiego”.
Najlepszą rzeczą w liście Einsteina do Gutkinda nie jest zrzędliwe odrzucenie tradycyjnej teologii. To ostatni akapit, w którym Einstein odkłada to wszystko na bok „Teraz, kiedy całkowicie otwarcie wyraziłem nasze różnice w przekonaniach intelektualnych” – pisze – „nadal jest dla mnie jasne, że jesteśmy bardzo blisko siebie w sprawach zasadniczych, to znaczy w naszych ocenach ludzkiego zachowania”. Uważa, że gdyby on i Gutkind spotkali się i porozmawiali o „konkretnych sprawach”, dobrze by się dogadywali. Mówi, że nie ma znaczenia, jakie są nasze zobowiązania religijne lub filozoficzne. Liczy się tylko to, jak się nawzajem traktujemy. Nie sądzę, żeby to wymagało geniusza, żeby to rozgryźć, ale miło, że to zrobił.